O "in vitro" w Gościu Niedzielnym

Fragment artykułu "W krainie lodu", Gość Niedzielny 51/20016.

Kasia i Bogdan mają siedmioletniego syna i dwuletnią córkę. I jeszcze dwadzieścia jeden embrionów w klinice, które od kilku lat pozostają w stanie zamrożenia. Niedawno Kasia zdała sobie sprawę, że to przecież jej dzieci. Chciałaby jeszcze implantować jedno lub dwoje, lecz mąż nie wyraża zgody. Ich wzajemne relacje stają się coraz bardziej napięte…

Od Moniki mąż odszedł kilka lat temu. Kiedyś trzykrotnie podchodzili do in vitro. Bezskutecznie. W klinice pozostało szesnaścioro dzieci. Ona sama nie może dalej żyć z tą świadomością. Śnią się jej po nocach. Zdecydowała, że wróci, „oszuka” klinikę, zrobi cokolwiek, byle tylko je wydobyć, a potem pójdzie na tory i rzuci się z nimi pod pociąg.

Kindze się „udało”. Jakim cudem otrzymała termos kriogeniczny ze swoimi zamrożonymi embrionami, pozostaje jej tajemnicą. Po powrocie do domu otworzyła go, wyciągnęła probówki, zakopała je w ogródku i postawiła krzyż. Próbuje zapomnieć o przeszłości, lecz bezskutecznie. Codziennie modli się do swoich ośmiu „aniołków”, które ma w niebie. Ich ojciec odszedł, nie ma po nim śladu…

Podczas rozprawy rozwodowej Barbary i Adama dokonano podziału wspólnego majątku małżonków. Okazało się, że w klinice pozostało jeszcze dwanaście embrionów. Barbara chciała je transferować, urodzić i wychować, nawet sama, jednak mąż nie wyrażał zgody. W końcu zdesperowana powiedziała: „Niech on weźmie sobie sześć, a ja sześć. Może przynajmniej połowę uda mi się uratować”. Pani sędzia bezradnie rozłożyła ręce – nie wiedziała, czy traktować zamrożone embriony jak dzieci, czy jak rzeczy. Pozostają w klinice do dziś... .

Czytaj dalej na stronie Gościa Niedzielnego.